Internetowe Koło Filatelistów informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka).
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie przez nas cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami Twojej przeglądarki.
Więcej informacji na ten temat można znaleźć w naszej Polityce prywatności.

 

Font Size

SCREEN

Profile

Menu Style

Cpanel

Rozmowa o Filatelistyce z Karolem Miczą

Filatelistyka, to nie tylko znaczki pocztowe, czy np. całości, to przede wszystkim ludzie, którzy je tworzą, zbierają, prezentują na wystawach, piszą o nich, działają w organizacjach zrzeszających filatelistów. W cyklu "Rozmowy o filatelistyce" przedstawiamy wywiady z osobami, reprezentującymi różne środowiska, powiązane z szeroko pojętą filatelistyką. Kolejnym rozmówcą w cyklu „Rozmowy o filatelistyce” jest Pan Karol Micza, znany filatelista, wystawca i juror, autor szeregu publikacji filatelistycznych.

Czy może powiedzieć nam Pan, czym dla Pana jest filatelistyka, kiedy i jak został Pan filatelistą? Jaką przeszedł Pan drogę, na której ewoluowały Pańskie zainteresowania?
Filatelistyka z obecnego punktu widzenia była i jest dla mnie wyjątkowym hobby, które przyniosło mi  i dalej przynosi wiele radości, satysfakcji i zadowolenia, lecz równocześnie wprowadziło mnie w kilku przypadkach w wielkie tarapaty i kłopoty, szczególnie natury finansowej. Znaczkami zacząłem się interesować już w szkole podstawowej, w początkowych latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Pamiętam do dzisiaj swoje pierwsze "klasery" wykonane ze zużytych zeszytów 16 kartkowych w których zaginaliśmy kartki w kształt kopert. Na każdej z nich była napisana nazwa państwa, którego znaczki ta kopertka zawierała. Liczyło się wtedy zebranie jak największej ilości tych państw. Za każdy znaczek  z rzadkiego, szczególnie egzotycznego na owe czasy państwa można było w wymianie otrzymać kilka do kilkunastu innych. Najmniejszą wartość wymienną posiadały wówczas znaczki poniemieckie, których było wszędzie bez liku. Ale wówczas nie zdawałem sobie sprawy z tego, że ta pasja pozostanie we mnie do dnia obecnego. O słowie „filatelistyka", którym się dzisiaj ładnie  określa  to nasze uzależnienie usłyszałem znacznie później.
Bardziej na poważnie znaczkami zacząłem się interesować będąc uczniem Liceum Ogólnokształcącego. Wynikało to stąd, iż posiadałem starszego o ponad dwadzieścia lat brata, który już wówczas był ogarniętym do cna pasją zbierania znaczków i to nie tylko zbierania, ale również chwalenia się tymi znaczkami innym (co dzisiaj  nazywamy wystawiennictwem). Wraz z Nim zacząłem pomagać w organizacji propagandowych pokazów filatelistycznych w Kole PZF w Skoczowie, którego brat był aktywnym członkiem i wystawcą. Te ówczesne pokazy były z obecnego punktu widzenia niezbyt ciekawe, związane przede wszystkim z obchodami jakichś świąt państwowych czy  rocznic o wydźwięku patriotycznym. Również przedstawiane tam eksponaty musiały w swojej treści zawierać te elementy - hasła czy też inne walory związane z Polską Ludową. W roku 1966 będąc studentem wstąpiłem oficjalnie do tego Koła PZF w Skoczowie, aby jeszcze w tym samym roku wystawić na naszym pokazie pierwszy mój, zbudowany pod okiem brata, zbiór (tak to wówczas nazywano) zatytułowany "Moje Beskidy". Rok później zrobiłem zbiór "Przemysł Polski Ludowej". Oczywiście oba te zbiory nigdy nie były wyżej wystawiane i poszły szybko w zapomnienie. Później nadeszło moje paroletnie rozluźnienie więzów z filatelistyką - ożenek, dziecko, problem mieszkaniowy, konieczność utrzymania rodziny. W pracy jednak znalazłem działające tam koło filatelistyczne i przeniosłem się do niego. Po kilku latach zostałem jego przewodniczącym  i tą funkcję pełniłem nieprzerwanie przez  25 lat. W moim kole PZF w okresie lat 80-tych było ponad 150 członków dorosłych i kilku młodzieżowców.

Sąd Konkursowy OWF "Silesiana '85" Jastrzębie Zdrój 1985 r.


W dalszym ciągu interesowało mnie głównie wystawiennictwo tematyczne -  zbudowałem eksponat "Górnictwo", ale jakoś  bez sukcesów. Następnym krokiem była filatelistyka tradycyjna - w okresie końcowych lat osiemdziesiątych zbudowałem eksponat "Polska  1860 - 1939 " – wystawiałem go  w latach 1988 - 2001, uzyskiwał on na wystawach II stopnia wyróżnienia do medalu złotego włącznie. A później nadszedł okres przejścia do umiłowanej obecnie klasy historii poczty -  eksponat "Górny Śląsk - jego poczty" wystawiany w okresie 1988 – 2000r. uzyskiwał na wystawach ogólnopolskich i międzynarodowych I stopnia dyplom do medalu pozłacanego; eksponat "Zanim nadeszła niepodległość…" w latach 2002–2015 na wystawach ogólnopolskich i międzynarodowych I stopnia uzyskał dyplom do medalu złotego; eksponat " Śląsk Cieszyński" wystawiany od 2003 roku na wystawach I stopnia i międzynarodowych uzyskał dyplom do medalu DPZ. Jestem również posiadaczem kilku eksponatów jednoekranowych, z których najbardziej bliski mojemu sercu jest zatytułowany: "Niedopuszczone do obiegu znaczki plebiscytowe Śląska Cieszyńskiego z 1920 roku" wystawiany od 2008 roku; uzyskując dyplomy do złotego włącznie.

Pański eksponat „Zanim nadeszła niepodległość” znajduje się w Galerii Polskich Eksponatów Filatelistycznych na stronie ZG PZF proszę nam przybliżyć jego powstanie i sukcesy.
Eksponat  "Zanim nadeszła niepodległość ..."  przez długi okres był moim sztandarowym atutem. Przedstawia on historię poczt trzech zaborców ziem polskich do czasu odzyskania niepodległości w 1918 roku. Wystawiałem go w klasach konkursowych na wystawach II stopnia 9 razy uzyskując  w tym 6 razy dyplom w randze medalu złotego, 3 razy na wystawach ogólnopolskich I stopnia - trzy dyplomy w randze medalu DPZ oraz dwa razy na wystawach międzynarodowych - dyplomy  w randze medali DPZ i Z. Oprócz Galerii Polskich Eksponatów Filatelistycznych znajduje  się on również w międzynarodowej galerii eksponatów filatelistycznych  EXPONET Milana Czernika z Pragi.

 

Podczas prac sędziowskich KWF "Silesiana '92" w Jastrzębiu Zdroju

Ale skąd pomysł a przede wszystkim walory do tego eksponatu? Wyobrażam sobie, że zgromadzenie takiej ilości rzadkich dokumentów historycznych nie było proste.
Inspiracją do jego zrobienia były podziwiane przeze mnie, podobne w treści  eksponaty śp. kolegi Mariana Brońca i Janusza Adamczyka. Materiał do niego gromadziłem ponad 10 lat nabywając pojedyncze listy do każdego działu (zaboru) z osobna. Nie było to łatwe, ale przede wszystkim było kosztowne. No i w 2002 roku otrzymałem na niego upragniony atest wydany mi osobiście przez śp. Mariana.

Jest Pan sędzią filatelistycznym jak z tej perspektywy ocenia Pan obecny poziom polskich eksponatów? Czy jest on na krzywej wznoszącej? Czy to tylko wąskie grono liderów i za nimi długo długo nic?
Jestem sędzią filatelistycznym w dziedzinie filatelistyki tradycyjnej, historii poczty i całostek. Według mnie naturalną rzeczą jest to, iż w każdej dziedzinie wyłania się zawsze jakaś grupa prowadzących – tak jest praktycznie na całym świecie, a nie tylko w filatelistyce. Ale jednocześnie nie możemy tak stawiać rzeczy, że jest tylko lider i potem już nikt. Przecież i obecny lider znajdzie szybciej czy później swego następcę. Ogólnie na podstawie oglądanych i czasami sędziowanych eksponatów oraz na podstawie uzyskiwanych w inny sposób informacji uważam, iż filatelistyka w Polsce stoi obecnie na średnim poziomie, z tym, że sporo eksponatów w klasie tematycznej stoi już na poziomie europejskim. Moim cichym życzeniem jest, aby i w klasie historii poczty kilka eksponatów osiągnęło taki poziom. Przyczyniają się do tego coraz większe możliwości zdobywania lepszych i rzadszych walorów jak również i coraz szersze kontakty koleżeńskie. Utrudnieniem natomiast według mnie jest często bariera cenowa dobrych walorów (sam osobiście doznałem tego wiele razy przy licytacjach). Cieszy mnie również to, że dużo walorów wywiezionych z Polski w ciągu ostatnich ponad pięćdziesięciu lat wraca powoli do nas, to jest bardzo pozytywne dla poziomu  eksponatów związanych z naszą historią.

Z tej perspektywy jaka jest najważniejsza pańska rada dla wystawiających?
Mnie się wydaje, iż w wystawiennictwie jedną z ważniejszych zasad jest cierpliwość oraz pomysłowość, najpierw przy szukaniu ciekawego i odpowiedniego materiału, później przy budowie eksponatu. Nie można zapomnieć również o zapoznawaniu się z nowymi trendami pojawiającymi się w filatelistyce. Np. obecnie już całkiem przyzwyczailiśmy się do eksponatów jednoramowych a jeszcze kilkanaście lat temu mało kto o nich słyszał. Również kto z nas pomyślałby parędziesiąt lat wstecz, że będzie można na wystawie filatelistycznej podziwiać widokówki? A ile my sami pozbyliśmy się pięknych ponad stuletnich litografii często za grosze kupując w zamian, jak obecnie możemy stwierdzić filatelistyczny chłam ?

Jest Pan rzeczoznawcą PZF do wyceny walorów i zbiorów filatelistycznych, na czym polega ta działalność?
Może moje zdanie na ten temat będzie trochę niepopularne, ponieważ ja osobiście uważam działalność rzeczoznawców do spraw wyceny eksponatów i zbiorów filatelistycznych za trochę zbędną uważając, iż najlepiej walory filatelistyczne wyceni sam rynek. Powoduje to obecny ogromny nadmiar ilości oferowanego materiału filatelistycznego w stosunku do ilości ewentualnych nabywców a o cenie decyduje przede wszystkim aktualne zapotrzebowanie rynku na dane walory. Nie mówię już o niezrozumiałych dla mnie od wielu lat bardzo „sztywnych” cenach lub zakrawających na dziwnie podejrzane skoki pojedynczych cen u wydawców różnorakich katalogów (niestety do tego grona zaliczam i nasz sztandarowy katalog Pana Fischera, proszę porównać w nim na przykład cenę znaczka nieząbkowanego Fi 373 z 2015 r. i z 2016 r.-różnica sięga 500 % !), różniących się od  cen realnych, rynkowych nawet i sto razy, a kilka do kilkadziesiąt razy to jest norma. Tak myślę wtedy, że wydawców katalogów absolutnie nie interesują ceny, jakie rzeczywiście osiągają dane walory, a interesuje ich tylko zysk ze sprzedaży tych katalogów. Według mnie „rzeczoznawca ds. wyceny ” powinien znać dobrze rynek filatelistyczny czyli giełdy, różnorakie aukcje, sprzedaż przede wszystkim internetową, aby umieć określić przybliżoną aktualną cenę rynkową danego waloru. Jednak o kupnie czy też sprzedaży danego waloru zawsze ostatecznie  decyduje zainteresowany, a nie rzeczoznawca.

Sędziowanie KWF " Żory 725" 1997 r.

Czy wyceniając zbiory często natrafia Pan na fałszerstwa?
Jako rzeczoznawca,  a nie ekspert nie mogę się wypowiadać na temat wszystkich walorów, jakie miałem w swoich rękach, po prostu nie mam do tego uprawnień, ale orientując się w znanych mi fałszerstwach stwierdzam, iż ilość fałszywek przedstawianych do wyceny jest znikoma. Natomiast ilość znaczków oferowanych do sprzedaży przede wszystkim internetowej, a ewidentnie będących fałszerstwami jest znaczna, przede wszystkim są to znaczki z nadrukami. Z drugiej strony nie dziwię się temu za bardzo, jeżeli są naiwni, to dlaczego fałszerze, którzy dysponują coraz lepszą techniką mieliby „spać”? Obecnie według mnie mało ludzi ma opory natury moralnej, a jeżeli się za to nie jest karanym, jeżeli legalnie sprzedaje się teraz różne „znalezione na strychu albumy dziadków” to dlaczego nie skorzystać? Po prostu według mnie absolutnie górą w tym interesie jest zysk portali internetowych, jaki przynosi sprzedaż walorów nad uczciwą ochroną kupujących.

Dużo Pan publikuje, proszę powiedzieć jak to się zaczęło i co Pana do tego popycha?

To wielka przesada, że dużo publikuję. Jednak muszę przyznać, iż  publikacje zaczynają mnie coraz bardziej wciągać. Każdy następny, szerszy artykuł  to dla mnie jak gdyby nowy eksponat filatelistyczny, a tych nigdy nie za dużo. Lecz niestety nie wszystkie zawsze kończę, główną tego przyczyną jest często brak właściwego swojego , ilustracyjnego materiału filatelistycznego ( staram się z reguły opierać na własnych walorach). Również w tym wypadku pomóc może cierpliwość.

Trudno mi się zgodzić, że przesadziłem mówiąc , że dużo Pan publikuje, skoro jest Pan autorem ponad 100 artykułów. Pańskie nazwisko często spotykam też w Syrenie, proszę kilka słów o pańskim udziale w tym projekcie.
To nie jest tak do końca. Rzeczywiście w Syrenie od kilku lat prawie w każdym numerze jest coś mojego. Ale są to krótkie wiadomości i albo mojej treści albo oparte na moich walorach chodzi o to, aby w małym wydawnictwie pokazać jak najwięcej różnych ciekawostek dla zainteresowanych. Ja osobiście zainteresowany jestem historią poczty na Śląsku Cieszyńskim , a Syrenka redagowana jest przez Jurka Krala z Karwiny (czyli również ze Śląska Cieszyńskiego) przewodniczącego od kilkudziesięciu lat Klubu Zbieraczy Polskich Znaczków i Całostek w Czechach i Słowacji. Stąd dość szybko wraz z nieżyjącym już obecnie Śp. Emilem Karzełkiem (moim kolegą z Liceum) zaczęliśmy uczestniczyć i pomagać Jurkowi w wydawaniu tego pisma (śp. kolega Emil osobiście drukował cały nakład  Syrenki przez prawie osiem lat).

Dość powszechna jest opinia, że spada czytelnictwo filatelistyczne. Czy podziela Pan pogląd, że obecna sytuacja w zakresie czytelnictwa jest zła?
Według mnie ta opinia nie jest do końca prawdziwa i dziwię się jej powielaniu. Z reguły wszystkie wyliczenia opierają się na rachunku obecnych czytelników (przede wszystkim Filatelisty) w liczbach bezwzględnych a zapominamy o prostej sprawie, że na przykład w latach pod koniec ubiegłego wieku było nas filatelistów kilkadziesiąt razy więcej niż obecnie. No i przede wszystkim nie było wtedy internetu, gdzie teraz można znaleźć bez specjalnych trudności wiele więcej ciekawych, bardzo przydatnych dla poszczególnych zainteresowanych danych i wiadomości niż w wydawnictwach papierowych. Również musimy się sami uderzyć w pierś - nie każda redakcja pisma filatelistycznego prowadzi je na takim poziomie treściowym, które zachęcałoby nie tylko  bardziej zaangażowanych do jego prenumeraty. A winni takiemu stanu rzeczy jesteśmy niestety my sami. Bo kto jak nie my sami będzie pisał artykuły do bardzo wąskiego grona osób, jakimi  są filateliści? Myślę również, iż dzisiaj mamy o wiele szerszy dostęp do innych czasopism w temacie naszego hobby, nie koniecznie wydawanych w języku polskim, co również trochę wypacza ten lament nad brakiem czytelników.

 

W domu, Pszczyna 1999 r.

Jest Pan współzałożycielem i przewodniczącym OKZF Silesiana, proszę o pańską opinię na temat filatelistyki regionalnej.
Tutaj muszę rozpocząć od małego sprostowania, owszem, od roku 1978 czyli od momentu powstania Klubu Zainteresowań SILESIANA do dnia 9.X.2014 roku (przez 36 lat) byłem jego współzałożycielem i nieprzerwanym przewodniczącym, jednak obecnie już od dwóch lat jestem jego zwykłym członkiem. Z takiej też pozycji mogę odpowiedzieć na to pytanie. Osobiście uważam, że filatelistyka regionalna dla większości naszych członków stanowi wielką szansę. Przy obecnej polityce pocztowej (i to dotyczy nie tylko naszej Poczty) kierującej się przede wszystkim celami komercyjnymi, regionaliści mają dużo spokojniej. A z reguły jest to zbieractwo oparte na innych pokładach naszego umysłu, związane z czymś więcej niż typowe kolekcjonerstwo, bo często z rodzinnym domem, tradycjami, przyjaciółmi z lat młodości, wychowaniem, wspomnieniami i wielu jeszcze innymi sprawami. A wszystko to daje nam dużą satysfakcję znajdując na przykład walory związane ze swoim miejscem urodzenia czy też ze znanymi nam z opowiadań przodków ważnymi osobami.

Czy widzi Pan perspektywy rozwoju filatelistyki w Polsce?
Według mnie pytanie to zadane jest bez głębszego przemyślenia. Albo ja go źle zrozumiałem. Gdyby zadano je kilkadziesiąt  lat temu, to owszem byłaby na niego odpowiedź bardzo pozytywna. Dzisiaj raczej winno ono brzmieć – Czy widzimy szansę utrzymania filatelistyki przy życiu? Na takie pytanie odpowiedziałbym, że TAK, ale wyłącznie przy powrocie do filatelistyki elitarnej, absolutnie nie masowej, jak chciałyby tego  niektóre osoby. Myślę, że masowość już jest poza nami, a próby jej utrzymania nie mają wielkiego powodzenia. Winniśmy moim zdaniem wrócić do spotkań filatelistycznych w starym stylu – np. w kawiarniach, klubach, bez zbędnych formalności, biurokracji, sprawozdań, planów, harmonogramów, rozdmuchanych ilościowo zarządów, regulaminów czy też statutów na kilkanaście stron, itp. Zastanówmy się po co sobie tak wszystko strasznie formalizujemy? To ma być nasze hobby przynoszące nam radość i satysfakcję.

Co Pańskim zdaniem może przyciągnąć dzisiaj ludzi do filatelistyki?
Moim zdaniem trudno obecnie odpowiedzieć sensownie na takie pytanie, patrząc na naszą nieustająco malejącą liczebność. Jakoś osobiście nie widzę za bardzo prowadzenia  takich działań w obecnym czasie, które mogłyby przyciągać nowych adeptów zbierania znaczków. I to mnie przeraża.

Kwestia sukcesji w filatelistyce, co Pan o tym sądzi? Komu przekażemy swoje zbiory, czy jest sens pracy z młodzieżą a jeśli tak to jak to robić?
Tym pytaniem trafił Pan w sedno, przed takim dylematem stoi chyba grubo ponad 90% naszych członków. Ja osobiście również, pomimo iż mam swoje potomstwo dorosłe i w drugim pokoleniu. Musimy chyba w większości być świadomymi tego, iż nasze „skarby” gromadzone często przez dziesiątki lat trafić mogą na śmietnik. Takie postępowanie może wydawać się „nieludzkie”, ale zdarza się coraz częściej. Osobiście znam przypadek honorowego członka naszego związku, który po powrocie z dłuższego pobytu w szpitalu nie znalazł w swoim domu praktycznie ani jednego waloru filatelistycznego, a posiadał i eksponaty wystawowe i dziesiątki klaserów znaczków gromadzonych przez ponad 50 lat i dużą bibliotekę filatelistyczną. Wszystko to podczas prowadzonego remontu domu znalazło się autentycznie na wysypisku śmieci, skąd tylko nikła ilość tych walorów znaleziona przypadkiem przez śmieciarzy została odzyskana. Obserwując rynek filatelistyczny w ostatnich kilkunastu latach smutno stwierdzam, iż prawie nigdy nie mamy szansy na odzyskanie nawet przyzwoitej części tej kwoty, którą ponieśliśmy na rzecz naszego hobby. W ten sposób spłacamy chyba długi  za te chwile radości i satysfakcji, za możliwość spotkań z innymi, za wrażenia z wystaw i za wszystkie inne dobroci, jakie przynosiła nam przez ubiegłe lata filatelistyka. A trzeba mieć wyjątkowe szczęście, aby godnie i z zadowoleniem finansowym pozbyć się swoich zbiorów. Ale i tak w większości przypadków nie decydujemy się na zbycie naszych zbieranych tyle lat walorów, z reguły zostają one do dyspozycji następców, którzy o ich rzadkości czy też wartości materialnej nie  mają często  żadnego pojęcia i wiedzy.

To może lepszym rozwiązaniem było by przekazywanie zbiorów np. do muzeów regionalnych.
Pomysł Pana wydaje mi się doskonały. Należałoby tylko stworzyć takie procedury, ażeby przekazywane walory (lub ich znaczne części) nie trafiały do rąk prywatnych (jak np. stało się we Wrocławiu, gdzie zniknęły walory już zarejestrowane i opisane). To może stwarzać również  pewien kłopot dla tych kustoszy, którzy nie znają się na filatelistyce. Ja osobiście już dwa razy dotychczas wystawiałem swoje zbiory z historii Śląska Cieszyńskiego w Muzeum im. Gustawa Morcinka w Skoczowie (Gustaw Morcinek był patronem mojej Szkoły Podstawowej w Skoczowie – obecny był zawsze na wszystkich ważniejszych akademiach – chyba z sentymentu, gdyż kilka lat był nauczycielem tej Szkoły) i zobowiązałem się tam przekazać moje zbiory. I znam również innych zacnych  filatelistów, którzy postąpią podobnie.

 Co sądzi Pan o polityce emisyjnej Poczty Polskiej i jej działaniach związanych z filatelistyką?
Przepraszam bardzo, ale osobiście mam w tej materii negatywną opinię. Uważam iż Poczta Polska od długiego już czasu przez   swoją zachłanność finansową (bo jak inaczej wytłumaczyć wydawanie bez potrzeby pocztowej dziesiątków walorów w ciągu roku, w tym w rozmaitych formach wydawniczych, często o wysokich nominałach skierowanych przede wszystkim dla filatelistów) doprowadza naszą filatelistykę powoli do upadku. Również nasz Zarząd Główny moim zdaniem zamiast „załatwiać” wraz z Pocztą Polską emisje w stylu „nowodruki z oryginalnych form wydawniczych” pozostające bez możliwości ich użycia w obiegu pocztowym, których wydanie całkowicie mija się z celem, a wręcz zaśmieca i deprecjonuje  filatelistykę powinien po prostu podnieść składkę członkowską. Już bardziej sprawiedliwa byłaby również moim zdaniem propozycja dobrowolnej składki zainteresowanych członków na rzecz np. wystawiennictwa, publicystyki czy też inne cele, z których dane osoby chciałyby później korzystać. W pełni zdaję sobie sprawę z tego faktu, iż mnie na przykład jako czynnego wystawcę rzecz taka kosztowałaby przynajmniej z 10 razy więcej niż obecnie, ale byłaby to moja własna i dobrowolna decyzja opodatkowania na ściśle określony cel.

Czy słysząc informacje, że w niektórych krajach zaczyna odchodzić się od stosowania znaczków pocztowych nie ma Pan obaw, że coś nieuchronnie odchodzi w przeszłość?
Znam ten temat, widziałem i zastanawiałem się nad kolekcjonowaniem tych „wytworów”. Jednak po analizie zadaję sobie dosadne pytanie – kto tutaj kogo okrada w przypadku listów zwykłych? Czy na tym korzysta osobiście „pani z okienka”, czy też kierownik urzędu pocztowego, czy też jeszcze ktoś wyżej?. Przecież chyba nie Poczta Polska, gdyż brak na listach bardzo często jakiegokolwiek potwierdzenia przyjętej opłaty oprócz odręcznie wpisanej kwoty oraz przystawionego obok stempla dziennego urzędu. A listy zwykłe nie są według moich wiadomości ewidencjonowane.

Co sądzi Pan o roli Internetu i zaawansowanych technologii informatycznych w filatelistyce?
Rolę Internetu w filatelistyce już poruszyłem uprzednio, ja widzę ją bardzo pozytywnie i przyszłościowo. Niestety trochę obawiam się natomiast  co już widać obecnie na rynku, tej łatwości wytwarzania fałszywych znaków pocztowych. Ale równocześnie mam nadzieję, że i z tym problemem poradzimy sobie za pomocą również tych samych coraz nowszych technologii informatycznych.

Dziękuję Panu za ten wywiad, my skorzystamy z jasnej strony internetu, czyli łatwości dostępu do informacji, aby przybliżyć go jak najszerszemu gronu czytelników.

Jesteś tutaj: START | WYWIADY | Rozmowa o Filatelistyce z Karolem Miczą