Tenis to piękna gra a znajomości, które się nawiązują przy okazji gry, trwają pomimo trudów życia. Kartka prezentowana na skanach, trafiła do mojej kolekcji nie z racji swojego waloru filatelistycznego. Spiritus movens decydujący o zakupie to tenis, a dokładniej nawiązania do niego w adresie i treści korespondencji, która jest majstersztykiem zakamuflowanej informacji.

 

Kartka została wysłana 30.01.1940 roku ze Lwowa, świeżo zagarniętego przez Sowiety, do Bukaresztu. Z treści widać, że do przekradającego się na Zachód aby walczyć z Niemcami. Polacy powoli zaczynali się orientować w jakim kotle się znaleźli, ściśnięci pomiędzy faszystowskie Niemcy i stalinowsko-bolszewicką Rosję. Z tego powodu nadawca operował fantazyjno-gwarowym językiem, aby kartka przeszła przez cenzurę sowiecką, a jednocześnie przekaz był czytelny dla odbiorcy. Adres zapewne był wymyślony (zresztą w treści małymi literkami podany jest inny), a nadawca podpisał się jako Łukasz Debelpartner. Był partnerem deblowym adresata o czym się przypomina, więc inż. Kazimierz Skrzypecki bez problemu go rozpoznał. To dla swojego bezpieczeństwa, gdyby jednak cenzor zrozumiał cóż on tu nawypisywał. W treści zastanawia się co wyjdzie z tej sitwy (niemiecko-sowieckiej) i zachęca znajomego aby pludrów (Niemców) prali aż wióry polecą. Ponagla bo trzeba się spieszyć gdyż ojciec Charon ma tyle pracy, że inaczej spotkają się tylko na wielkich łowach.

Kartka przeszła przez cenzurę, bo inaczej została by zniszczona więc elokwencja piszącego była górą nad niedouczonym cenzorem (odklejony znaczek jest pośrednim dowodem, że przez cenzurę przechodziła). Ponieważ minęło tyle lat, więc nie naruszę niczyjej prywatności. Poniżej treść korespondencji, ciekawostki historycznej pokazującej jak Polacy spod buta sowieckiego przemycali okruchy informacji do swoich.

„Bądź pozdrowiony! Sławny Mistrzu – przestawnego debla – przezacny Panie Inżynierze. Słowa te pisze partner i oddany przyjaciel zielonej murawy Łukasz. – Jest Pan zdrów – Bogu chwała. Jesteśwa wszyscy umiejscowieni – pracuje – litylko – Rzepicha Juryj – reszta skubie brody – i zwija i rozwija ogonki – i w tychże dokształca się uzupełniając słowniki – poza tym mamy dużo śniegu i zimna – ziąb jak cholera – czekamy na ciepłą wiosnę oraz przylot boćków – może puszczą pary – z gęby/dziobów – co widziały przelatując tu i ówdzie – poza tym jesteśmy przy nadziei oczekując co z tej sitwy wyjdzie między pludrami a tego owego. Z tamtej strony pludry psiakrew rzeczy naszą wiozą – cholery – jedne – żebraki zatracone – Proszę pozdrowić (…) tylko pamiętajcie abyście pludrów prali aż wióry polecą – za naszych – umęczonych. Za dzieci za wszystkich – od bidy się tu trzymamy – czekamy na robotę – uczciwą. W tej chwili uskarży się najbardziej ojciec charon bo musi tyle duszyczek przewozić – więc spieszcie bo gotowiśmy się spotkać na wielkich łowach – lub jako cienie na polach elizejskich. (Pozdrowienia)”