Guma to substancja klejąca nanoszona na znaczek pocztowy dla ułatwienia jego użytkowania, czyli umieszczenia go na kopercie, karcie, etc. Wiedza na temat gumy to duży dział w obrębie wiedzy filatelistycznej, który można nazwać „gumologią”. Encyklopedia Filatelistyki [PWN Warszawa 1993] poświęca gumie aż 23 hasła, a to zaledwie drobna część tej wiedzy.
Mimo, że nie wszystkie polskie znaczki były gumowane, pod rozwagę niektórym filatelistom poddaję encyklopedyczne hasło „gumomania”, którą określa się tendencję do przesadnego traktowania stanu gumowania znaczka jako pierwszoplanowego kryterium oceny jego stanu jakości (w tym wyceny katalogowej i handlowej). Tak dzieje się teraz – filateliści coraz bardziej zwracają uwagę na stan waloru, w tym przede wszystkim gumy. Czy to dobrze? Jakie znaczki zbierać – czyste bezpodlepkowe, czy niekoniecznie? Nie podejmuję się odpowiedzi na to pytanie, gdyż każdy sam podejmuje decyzję co chce zbierać i na co go stać. Przy tej okazji jednak nasuwa się szereg pytań i wątpliwości.
Celem niniejszej polemiki jest przedstawienie stanowiska autora na temat znaczków czystych bezpodlepkowych, tzw. popularnie „Postfrisch”, a oznaczanych umownie w katalogach dwoma gwiazdkami („**”). Uwagi te dotyczą przede wszystkim znaczków starszych, choć można to odnieść też do wydań późniejszych. Skromnym zdaniem autora należy wprowadzić do katalogów nową kategorię znaczków czystych – „czystych pocztowo”, czyli dosłownie właśnie „Postfrisch”. Przez takie określenie należy rozumieć stan znaczka, jaki nabywa się w okienku pocztowym ! Nie tylko nie posiada on żadnych podlepek ani ich śladu, ale również żadnych stempelków własnościowych, firmowych, gwarancyjnych, żadnych napisów czy opisów, etc!!! Serce się kroiło, a nóż w kieszeni otwierał widząc na aukcji internetowej dobry znaczek z wydania krakowskiego (Fi 37IIB) z 7 różnymi stempelkami (w tym 3 ekspertów) i oznaczeniem atramentem formy i pozycji (przez Miksteina) sprzedawany jako „Postfrisch” - oczywiście za odpowiednio wysoką cenę… Rewers tego znaczka był całkowicie popisany, przybrudzony i popieczętowany! Czy był to czysty znaczek „**”, mimo, że faktycznie nie miał podlepki? Śmiem wątpić.
Zdaję sobie sprawę ze złożoności swojej propozycji i z ataków ze strony właścicieli znaczków już „opieczętowanych” różnymi stempelkami. Przecież WSZYSTKIE droższe pozycje polskie (szczególnie nadrukowe) były fałszowane, a właściciele znaczków poświadczali ich autentyczność u różnych ekspertów w ciągu ostatnich dziesięcioleci!!! Od wydania znaczków krakowskich czy „gnieźnieńskich” minęło prawie 100 lat, a znaczki wielokrotnie zmieniały właścicieli. Niektórzy chcieli się zabezpieczyć i przystawiali swój stempelek własnościowy, niektóre firmy kupieckie przystawiały swoje stempelki na niemal wszystkich sprzedawanych przez firmę znaczkach, większość właścicieli oddawała znaczki do ekspertyzy. Po śmierci eksperta jego stempelek gwarancyjny staje się nieaktualny. Spotkałem znaczek z kilkoma stempelkami: S.Miksteina (zmarł w 1956r), M.Perzyńskiego (zm.1977) i J.Ryblewskiego (zm.2007). Czy należy ten znaczek ponownie oddać do ekspertyzy i przystawić nowy stempelek? To wszystko fakty, z którymi dla zasady nie dyskutuje się. Zachowała się jednak nieliczna część tych znaczków zachowanych w stanie „czystym pocztowo”. Apeluję do ich posiadaczy – nie niszczcie stempelkami tych walorów!
W swojej działalności eksperckiej dostaję do badania stosunkowo często znaczki z pierwszych wydań (np. lepsze i najlepsze odmiany wydania 6-16, oba lubelskie, słabsze i średnie krakowskie) w stanie „czystym pocztowo”. Ich właściciele chcą koniecznie potwierdzenia autentyczności najczęściej w postaci stempelka gwarancyjnego i opisu na rewersie znaczka ! Mimo moich sugestii, rzadko kto decyduje się na atest, który jest praktycznie jedynym „bezinwazyjnym”, choć stosunkowo kosztownym rozwiązaniem. W ten sposób corocznie maleje liczba znaczków „czystych pocztowo”.
Moją propozycję wprowadzenia do katalogów nowej rubryki dla wyceny znaczków „czystych pocztowo” oznaczanych np. „***” przedstawiłem już kilka lat temu redakcji katalogu Fischera – niestety nie spotkała się ona z zainteresowaniem i poparciem. Identycznie zareagowali członkowie Komisji Ekspertów odrzucając moją propozycję, choć zaakceptowano wreszcie moją propozycję wprowadzenia „miniatestów”. Nadal liczę na poparcie i zrozumienie mojej propozycji ze strony redakcji katalogu, ekspertów i Czytelników. Jej przyjęcie (na początek dla znaczków wydanych do 1919r.) pozwoliłoby zahamować „deflorację” (= niszczenie) tych walorów poprzez przystawianie stempelków gwarancyjnych i innych.
Ceny znaczków w stanie „czystym pocztowo” oczywiście powinny być proporcjonalnie wyższe od bezpodlepkowych z różnymi stempelkami, a najlepszym ich wyznacznikiem będzie wolny rynek (popyt i podaż). Już dotąd tzw. „postfrischowe” (a więc także najczęściej z różnymi stempelkami) niektóre początkowe znaczki Polski są 3 lub 4 krotnie drożej wyceniane od znaczków podlepkowych (niem. Falz). Tendencja ta rośnie. Jak poradzić sobie ze znaczkami „czystymi pocztowo”? Pierwszy krok uczynić musiałby jednak katalog proponując sondażowo oddzielne ceny dla znaczków „czystych pocztowo”. W kolejnych latach rynek sam te ceny zweryfikuje (w górę lub w dół). Wprawdzie jest to kolejne wyzwanie dla zespołu redakcyjnego katalogu, ale dla dobra polskiej filatelistyki należałoby je podjąć… Jak dotąd nie są mi znane takie wyceny w innych krajach.