Okręgowa Wystawa Filatelistyczna Karvina 1980 odbyła się w dniach 12-20 kwietnia 1980 r. Aby w tamtych czasach wystawa mogła zostać zorganizowana, musiała być połączona z jakimś ważnym wydarzeniem o charakterze politycznym. W tym przypadku była to 35. rocznica wyzwolenia Czechosłowacji przez armię radziecką.
W tamtym czasie mieliśmy (i nadal mamy) dobre stosunki i kontakty z filatelistami w Polsce, z Oddziałem PZF w Katowicach. Oni zapraszali nas na swoje imprezy filatelistyczne, my ich na nasze. Możliwe to było w ramach „braterskich kontaktów i przyjaźni Ostrawa - Katowice“. Wiosną 1980 r. stosunki pomiędzy Polską i Czechosłowacją były niemal zerowe, bo władze czechosłowackie obawiały się tego, co w tamtym czasie działo się w Polsce. Na przyjazd kolegów z Polski początkowo nie chcieli więc pozwolić, ale potem wymyślili na nas pułapkę. W owym czasie Ostrawa miała „przyjaźń“ również z radzieckim Wołgogradem. Dostaliśmy od władz ultimatum: jeśli przyjmiecie na wystawę delegację filatelistów z Wołgogradu, to może wtedy przyjechać też delegacja z Katowic! Z Zarządu Głównego czechosłowackich filatelistów otrzymaliśmy nawet, pod warunkiem dotrzymaniu tej umowy, dotację w wysokości 35 000 koron, co w owym czasie nie było mało. A ponieważ chodziło o 35. rocznicę wyzwolenia, to dostaliśmy od wielu zakładów pracy i instytucji z Karviny nagrody przeznaczone dla wystawców. Zgodziliśmy się ostatecznie na przyjęcie delegacji z Wołgogradu. Obyczaj w tym czasie był taki, że takie delegacje miały po dwie osoby. Zarząd Główny nam zrobił jednak niespodziankę i wysłał do nas z Wołgogradu delegację trzy osobową! A my w budżecie wystawy, uzgodnionym z ZG SČSF, liczyliśmy po dwie osoby z Wołgogradu i z Katowic.
Z Katowic przyjechał Prezes ZO PZF Katowice kol. Józef Szydło i Sekretarz kol. Bogdan Balcerowicz. Koledzy z Katowic przyjechali sami na swój koszt i od razu na wystawę. Gorzej było z Rosjanami. Było ich trzech i przylecieli samolotem do Pragi, skąd trzeba było ich odebrać. Odmówili dojazdu do Karviny pociągiem, chcieli koniecznie samolotem. Niestety na samolot nie mieli biletów, więc trzeba było im je kupić! Sporo nas kosztowały koszty podróży jednego członka naszego Klubu, który po Rosjan do Pragi pojechał. Kolega Sembol, który po nich pojechał, monitował w Zarządzie Głównym, że koszty samolotu do Karviny nie były uwzględnione w preliminarzu wydatków, a jedynie koszt przejazdu pociągiem i zagroził, że jeśli Zarząd nie przeznaczy na to dodatkowych środków, to wróci do Karviny pociągiem i bez delegacji z Wołgogradu. Zarząd ostatecznie zapłacił za bilety na samolot. A różnica w cenie pomiędzy biletem na samolot i na pociąg była i w tamtym czasie duża (4:1)! Rosjanie po przylocie samolotem do Ostrawy, odmówili dojechania do Karviny autobusem i zażądali taksówki (bo u nich są tanie)! No i mieliśmy następny, nie planowany wydatek, który kolega Sembol poniósł z własnej kieszeni, a Klub dopiero później z nim się rozliczył. W końcu Rosjanie byli na miejscu. Wystawa odbywała się w Domu Pionierów i Młodzieży, a to było kilka przystanków autobusem od miejsca zakwaterowania gości. Zażądali oni oddania im do dyspozycji na dni wystawy samochodu z szoferem, dostępnego od rana do wieczora, bo w czasie wystawy poruszali się także po mieście. Po naradzie z kolegami z Klubu zgłosili się do tego ochotnicy i robili to na swój koszt, bo ten kolejny dodatkowy wydatek również nie był przewidziany w planie budżetu wystawy.
W delegacji z Wołgogradu był między innymi prezes tamtejszego koła filatelistów, którego nazwiska już nie pamiętam. Charakterystyczne było u niego to, że jego piersi były od góry do dołu obwieszone medalami. Na przodzie marynarki nie było miejsca bez medalu. Jak się poruszył, to te medale wydawały dźwięki słyszane na dużą odległość. Od razu mu daliśmy mu przezwisko Chrząszcz. On to usłyszał i pyta co to znaczy i dlaczego go tak nazywamy. Powiedzieliśmy mu to, a on ku naszemu zdziwieniu nawet się nie obraził. W końcu, jak gdzieś w tłumie znikł, to wystarczyło zawołać „Chrząszcz“ i zaraz podnosił rękę i wołał po rosyjsku Zdies! Pozostali dwaj Rosjanie mieli tylko po kilku medali i zachowywali się cicho, jak myszki. Wszędzie było tylko słychać mowę (i dzwonienie) Chrząszcza!
Chrząszcz przyszedł do kolegi Bogdana Balcerowicza, z prośbą o darowanie mu listu z armii Andersa do jego zbioru. Bogdan, znany żartowniś mu mówi: „Dlaczego to od razu nie powiedziałeś, ja ich mam w domu cały stos. Mów ile ich chcesz“? Chrząszcz był „skromny“, więc w końcu ugadali się na 3-5 sztuk! Zdziwiony pytałem Bogdana, czy naprawdę tyle tych listów ma, a on do mnie: „A skąd! Ale obiecać to nie jest grzech, niech się Chrząszcz ucieszy“. Koledzy z Polski byli bezproblemowi. Na poruszanie po mieście otrzymali bilety na autobusy. Mówiliśmy tylko im jak się dostać tam gdzie chcieli i tyle. Rosjanie mieli do dyspozycji samochód, a koledzy z Polski powiedzieli: „Po co? Autobusem to jest tylko kawałek, a na obejrzenie miasta mamy swoje nogi“.
Na zakończenie wystawy odbył się palmares, a wieczorem spotkanie gości z Komitetem Organizacyjnym Wystawy. Wydarzeniem tego wieczoru była prośba Chrząszcza o głos. W tym momencie miał w sobie już nie jeden kieliszek alkoholu i z trudem trzymał się na nogach. Czekaliśmy na to, co nam chce powiedzieć. A on najpierw pochwalił wszystko, co dotyczyło wystawy i opiekę nad nimi. Ale na końcu miał do obecnych żal i powiedział: „Bardzo jestem zasmucony z tego, że chociaż to jest wystawa z okazji 35. rocznicy wyzwolenia przez Armię Radziecką, to jednak nikt tu z obecnych Czechów i Polaków, nam, przedstawicielom tej armii, nie podziękował za wyzwolenie“. Już się szykowałem, że mu powiem, że to jest wystawa filatelistyczna, a nie wojskowa, ale po kilku sekundach ciszy zareagował kolega Balcerowicz. Wziął z wazonu na stole bukiet kwiatów, klęknął na jedno kolano przed Chrząszczem podniósł bukiet kwiatów i z wielkim patosem i ze łzami w oczach dziękował Chrząszczowi za wyzwolenie. Obecni nie wiedzieli, czy mogą się śmiać, chociaż wielu z nich miało to za żart. Chrząszcz jednak podniósł Bogdana z ziemi, przytulił go do siebie, wyściskał go, ucałował i ze łzami w oczach powtarzał: „Dziękuję, dziękuję towarzyszu w imieniu radzieckiej delegacji, bardzo dziękuję!
Po tym wydarzeniu pytałem się Bogdana w jaki sposób wpadł na taki pomysł. A on mi mówi: „Biedaczkowi chciałem zrobić radość“! Ja do niego: „Ale Bogdanie, ty miałeś w tym momencie łzy w oczach!“ A on mi na to: „Aktor musi umieć śmiać się i płakać, gdy to jest potrzebne“ Od tego czasu upłynęło ponad 35 lat, ale kiedy sobie wspomnę już nie żyjącego przyjaciela Bogdana, to go widzę przed Chrząszczem na kolanach i z bukietem kwiatów i łzami w oczach.
Po wystawie znów mieliśmy z Rosjanami problem. Chcieli zostać jeszcze tydzień, żeby trochę pozwiedzać kraj i do tego żądali znów samochodu z kierowcą. Chcieli też zakupić dla krewnych podarunki z Czechosłowacji, bo byli przecież za granicą i u „przyjaciół“. Znów zażądali samolotu do Pragi i o pociągu nie chcieli nawet słyszeć. Byłem wtedy członkiem Zarządu Głównego SČSF, więc zadzwoniłem do prezesa inż. Dworzaczka. Spytałem go o to, skąd mamy na to brać pieniądze, aby nie kraść. On mi na to, że im to wszystko trzeba zapewnić, że jak on był u nich w delegacji, to też tak było. Na moje pytanie, kto poniesie te koszty, skoro budżet wystawy ledwo wystarczył na wystawę bez kosztów dodatkowych na delegację radziecką? Dopiero jak mi na swój honor obiecał, że nam to ZG wyrówna, tylko mamy mu dostarczyć rachunki, to spełniliśmy żądania radzieckich towarzyszy. Kamień nam spadł z serca, jak ta delegacja odleciała z Pragi. Na szczęście mieli bilety na samolot z Pragi do Wołgogradu.
Na pierwszym po wystawie posiedzeniu ZG w Pradze koledze prezesowi ZG SČSF przekazałem rozliczenie. Było to bez kosztów samochodów dla delegacji rosyjskiej, które pokryli koledzy z Klubu, ze swoich kieszeni. I tak to było niemal tyle, ile wynosił sam budżet wystawy. Jak te koszty pokrył prezes, nie wiem, ale raczej nie ze swojej kieszeni.
Na następne wystawy organizowane przez klub, gdy nam próbowano ponownie „wcisnąć“ kogoś z „przyjaciół“ radzieckich, natychmiast żądaliśmy środków finansowych na ich wydatki - inaczej wystawy nie robiliśmy!
O ile wiem, to podobne problemy mieli koledzy w Katowicach. W ramach jednej wystawy, organizowanej przez ZO PZF Katowice, pamiętam, że im Rosjanie zrobili to samo. Aby mogli po wystawie dłużej zostać, to nie zamówili sobie miejscówki na pociąg do Lwowa. A miejscówki w tamtym czasie trzeba było zamawiać tydzień do przodu! Wtedy na polecenie kolegów z Katowic, z jednym z nich, pojechałem na dworzec do Katowic i z rosyjskim kierownikiem pociągu godzinę przed odjazdem, uzgodniliśmy, że Rosjan zabierze bez miejscówek, w zamian za sowity zapas polskiej wódki. Z dworca dzwoniłem do Zarządu Okręgu, żeby szybko przywieźli „gości“ i “opłatę za miejscówki“! Udało się! Rosjanie byli zdziwieni, jak nam się to udało. Powiedzieliśmy im, że miejscówki ma już rosyjski kierownik pociągu. Ten na nas czekał przy pociągu, gości nie bardzo chętnych wsadziliśmy do pociągu i pojechali! Dwa pół litry wódki otrzymał kierownik pociągu, gdy goście byli już w pociągu. Obawiałem się dać mu wódkę przed odjazdem, aby ich przypadkiem z pociągu nie wyrzucił. Ten był jednak na tyle uprzejmy, że umowy dotrzymał! Po powrocie koledzy bardzo mi dziękowali, bo już się obawiali, że będą musieli tymi „gośćmi“ jeszcze przez tydzień po wystawie zajmować się.
Inż. Jiří Jan KRÁL
Klub Filatelistów 07-14 Karvina
Jiří Jan KRÁL – wybitny czeski filatelista, członek Klubu Filatelistów KF-O7-14 Karviná (dawniej Klub Slezských Filatelistů / Klub Śląskich Filatelistów / KARVINÁ II) oraz Klubu Polskiego Znaczka w Karvinie, wydawca i redaktor czasopisma Syrena poświęconego polskiej filatelistyce. W przeszłości pełnił funkcje prezesa Klubu z Karviny, Klubu Polskiego Znaczka oraz był członkiem Zarządu Czechosłowackiego Związku Filatelistów na szczeblu wojewódzkim i krajowym.