Dzięki tym, dla których filatelistyka jest pasją rozwija się ona i pokazuje swoje piękno. W rozpoczętym przed kilkoma miesiącami cyklu "Rozmowy o filatelistyce" prezentujemy wywiady z osobami, reprezentującymi różne środowiska, powiązane z szeroko pojętą filatelistyką.
Kolejnym rozmówcą w cyklu jest Pan Andrzej Komorowski, znany filatelista, autor licznych publikacji, wystawca, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Filatelistyki.
Czy może Pan powiedzieć nam czym dla Pana jest filatelistyka, kiedy i jak został Pan filatelistą?
Filatelistą w znaczeniu „dorosłym” stałem się (pamiętam dokładnie rok) w 1978 roku, w następujących okolicznościach: mój przyjaciel przywiózł mi niespodziewanie wyciągnięty z piwnicy, klaserek i koperty z jakimiś znaczkami. Okazały się nimi znaczki Estonii, które pokochałem uczuciem jednoznacznym i konkretnym. Zbiór Estonii, jaki po latach rozwinąłem, zawsze był moim ulubionym, pomimo iż większość znaczków estońskich z okresu międzywojennego była taka szara i zwyczajna a tych ładniejszych długo nie mogłem zdobyć. Drugim państwem na „jakie zagiąłem parol” było Wolne Miasto Gdańsk. Następnie inne obszary.
Zajmując się przez lata filatelistyką zapewne przeszedł Pan drogę, w której wykrystalizowały się Pańskie zainteresowania. Czy może powiedzieć nam Pan jak to wyglądało w Pańskim przypadku?
O tym już trochę powiedziałem, ale zasadą dla mnie było zawsze „iść pod prąd”. Na przykład nie interesowała mnie Polska jako podmiot zbierania, choć uzbierałem piękny zbiór „Groszy”. Ziemie polskie traktowałem (mówię oczywiście o ścisłej filatelistyce!) poprzez pryzmat wiedzy o innych, np. państwach zaborczych w kontekście polskim itp. Interesowała mnie zawsze Turcja i basen Lewantu - o czym popełniałem i mam nadal w planie jakieś publikacje o charakterze popularyzatorskim; historia poczty w mieście Triest; austriacki DDSG; paryskie stemple „gwiazdowe” z numerami i sporo innych tematów. Mój horyzont zainteresowań był nagminnie szeroki i właściwie stale ulegał rozszerzaniu. I tak się dzieje do dzisiaj, bo od pół roku wciągnęła mnie stemplowana Szwajcaria, której nigdy nie zbierałem - coś nowego.
Pochodzi Pan z południowo-zachodniej Wielkopolski. To obszar o ciekawej historii, także tej w wymiarze pocztowym. Dlaczego nie zajmuje się Pan filatelistyką tego regionu?
W tym wypadku jest wielu kolegów zbierających historię poczty regionu kępińskiego i nie ma sensu zabierać im zajęcia. Ale to nie znaczy, że nic nie mam, przeciwnie jak coś mogłem przy okazji zdobyć, to lądowało toto w albumie. Jednak generalnie jest to ...Polska.
Co Pańskim zdaniem może przyciągnąć dzisiaj ludzi do filatelistyki?
Tylko i wyłącznie własny osobisty przykład poszczególnych filatelistów pod warunkiem możności przekazu. Drugim warunkiem są jednak publikacje i to nie o wysokim stopniu uszczegółowienia, ale „popularnonaukowe” dla początkujących oraz łatwy kontakt internetowy dla wszystkich. Jeśli tego nie wprowadzimy to sami będziemy mogli oglądać śmierć naszego hobby.
Jest Pan autorem szeregu publikacji poświęconych filatelistyce. Jak z tej perspektywy ocenia Pan czytelnictwo filatelistyczne w Polsce? Dość powszechna jest opinia, że spada liczba czytelników periodyków filatelistycznych. Czy podziela Pan pogląd, że obecna sytuacja w zakresie czytelnictwa jest zła, a może uważa Pan odwrotnie, bo przecież mimo, że spadają nakłady periodyków ukazuje się szereg bardzo specjalizowanych monografii istotnie wzbogacających specjalistyczną wiedzę?
Z jednej strony ogólny poziom samowykształcenia filatelistów w kraju jest moim zdaniem niestety mierny i ludzie niewiele wiedzą poza swoim wąskim obszarem zainteresowań. Chcąc być szczerym, jest to także cecha wielu „topowych” polskich filatelistów, co obserwuję w czasie corocznych konferencjach Polskiej Akademii Filatelistyki. Nigdy nie pozostawałem biernym na przeróżne tematy starając się nieustannie rozszerzać swą wiedzę na tematy związane z naszym hobby, wszelako w większości, w spektrum historii poczty. Najlepsze monografie nie są w stanie zastąpić popularnych periodyków dla wszystkich, bo po pierwsze interesują wąską grupę ludzi, a po wtóre istotną wartością, aczkolwiek systematycznie pomijaną, są możliwości publikacyjne i niestety gratyfikacja za poniesiony trud przez autorów artykułów czy innych opracowań, ze strony wydawcy. Kiedyś było inaczej ale jeśli chcemy dążyć do normalności, periodyki winny płacić autorom (stawki są inną sprawą), obniżać cenę jednostkową za numer ale podwyższać nakłady i ułatwiać czytelnikom zakup periodyków.
Pańskie osiągnięcia wystawiennicze są znaczne. Czy pracuje Pan nad rozwojem któregoś ze swoich „medalowych” eksponatów, a może nad czymś zupełnie nowym? Jeśli tak to nad czym?
Z punktu widzenia wystawienniczego, to obecnie mam realną szansę przygotować zbiór o historii poczty stolicy Kronlandu - Triestu, jedynego austro-węgierskiego, a właściwie austriackiego portu morskiego, z którego zresztą wypłynęło na emigrację do USA lub krajów południowoamerykańskich, dziesiątki tysięcy Polaków i innych mieszkańców naszych ziem, ale to na marginesie.
Co sądzi Pan o roli Internetu i zaawansowanych technologii informatycznych w filatelistyce? Jak widzi Pan tę kwestię z zakresie:
- popularyzacji filatelistyki?
Popularyzacja internetowa to jest przyszłość i trzeba aby władze naszego związku dbały o naszą obecność w globalnej sieci starając się o ułatwienia w jego używaniu, np. przez wyszukiwanie i udostępnianie użytecznych linków. Podam 2 przykłady : na węgierskim portalu można znaleźć i sobie wydrukować całkiem gratis album znaczków węgierskich, strona po stronie i zapełnić znaczkami, nie produkt któregoś z koncernów, ale własnej produkcji. Na włoskim portalu „ibolli” jest na bieżąco prowadzony fantastyczny katalog włoskiej filatelistyki z pięknymi ilustracjami, to po prostu perełka. I jeszcze jeden przykład - na czeskim portalu można wydrukować kapitalną historię poczty wraz z katalogiem.... Czarnogóry. Nic dodać nic ująć.
- łatwości wytwarzania fałszywych walorów?
Cóż, jakie czasy takie możliwości, ale ten temat nigdy nie był czymś nieznanym, bo bardzo wcześnie zanotowano pierwsze fałszerstwa znaków pocztowych zarówno na szkodę poczty, jak i filatelistów. To są nieuchronne koszta i pobocza głównego nurtu według mnie, nie do uniknięcia.
- łatwości wprowadzania tychże wytworów do obiegu filatelistycznego?
To już inna sprawa i wychodzi ona na zewnątrz na ogół w przypadkach skrajnych. W tej materii najwięcej jest do zrobienia w momencie włączenia do „gry” filatelistycznych ekspertów, którzy np. nie mają prawa przybicia stosownego stempelka na sfałszowanym znaczku, bez zgody właściciela. Tu bierze się początek większości problemów z materiałem co do którego dany ekspert orzekł „falsum”. Bez kompleksowego rozwiązania prawnego nigdy nie uda się zminimalizować skutków krążenia po kraju i nie tylko, materiału fałszywego.
Czy widzi Pan perspektywy rozwoju filatelistyki w Polsce? Czy nie uważa Pan, że PZF słabo sobie radzi w przeciwdziałaniu zapaści jaka występuje w zakresie zainteresowania filatelistyką w Polsce? A może ma Pan odmienne zdanie, jeśli tak to jakie?
W tej kwestii trudno jest mieć inne zdanie, choć PZF nie może być i nie będzie remedium na wspomnianą zapaść, co ma miejsce nie tylko w Polsce ale właściwie w każdym kraju. Trudno jest wystawić receptę na taki stan rzeczy i chyba jednak wiele ogniw winno się włączyć w proces naprawy i postawienia na nogi dawnej potęgi organizacyjnej, jaką był PZF w latach wcześniejszych. Zdecydowanie niezbędni od zaraz są młodsi ludzie, z nowym spojrzeniem i chęciami do pracy oraz wsparcie polityczno-finansowe.
Czy słysząc informacje, że w niektórych krajach zaczyna odchodzić się od stosowania znaczków pocztowych nie masz obaw, że coś nieuchronnie odchodzi w przeszłość?
Już wspomniałem, będziemy prawdopodobnie świadkami ostatecznej śmierci filatelistyki i ktoś będzie musiał zgasić światło, chyba że znajdą się ludzie i zmieni się podejście do naszego hobby, o czy powyżej. Jest jeszcze jedna możliwość mogąca dość radykalnie odmienić nieuchronne, a mianowicie wprowadzenie filatelistyki do szkół jako przedmiotu i nauki pomocniczej! Być może to bardzo nowatorska myśl, ale wreszcie mam okazję ją zaprezentować „światu”. O szczegółach nie będę się rozwodzić ale trudno znaleźć dyscyplinę tak wyraźnie powiązaną z co najmniej trzema przedmiotami szkolnymi - historią, geografią i kulturą materialną.
Dziękuję za rozmowę.