Filatelistyka to pasja, która ukazuje swoje piękno wraz ze wzrostem zaangażowania filatelisty. W rozpoczętym przed kilkoma miesiącami cyklu "Rozmowy o filatelistyce" prezentujemy wywiady z osobami, reprezentującymi różne środowiska, powiązane z szeroko pojętą filatelistyką.
Kolejnym rozmówcą w cyklu „Rozmowy o filatelistyce” jest Julian Auleytner, znany filatelista, wystawca, członek rzeczywisty PAF, publicysta filatelistyczny. Członek RPSL1 (jeden z dwóch z Polski) i EAP2.
Czy może Pan nam powiedzieć, czym dla Pana jest filatelistyka? Jaka była Pana droga to tego, aby móc powiedzieć o sobie „jestem filatelistą”?
Zacząłem od dziecka, kiedy dostałem w wieku 11 lat pierwszy, pusty albumik. Mój wuj, członek Klubu nr 1 w Warszawie dał mi pierwsze znaczki i w wieku 18 lat wprowadził do tego klubu na członka. Wcześniej byłem członkiem Młodzieżowego Koła na Mokotowskiej w Warszawie, gdzie na dole miał swój sklep jeden z braci Gryżewskich (chyba Tadeusz). Na początku byłem załamany członkostwem w Klubie nr 1, bo widziałem spekulantów i oszustów, którzy chcieli mnie „oskubać”. Tam zacząłem od abonamentu na polskie znaczki, które zbierałem regularnie od 1960 do 1991 uzupełniając kolekcję o przysługujące członkom PZF walory w postaci bloczków i arkusików. To był jednak rodzaj ekstensywnego zbierania – wydawałem pieniądze, oglądałem znaczki i wkładałem do albumu. Do tego nie było potrzeba większej wiedzy.
Zajmując się przez lata filatelistyką zapewne przeszedł Pan drogę, w której wykrystalizowały się Pańskie zainteresowania. Czy może nam Pan powiedzieć jak to wyglądało w Pańskim przypadku?
Zacząłem zbierać walory z J.P.II z całego świata korzystając z naszych misji ulokowanych na świecie. To mnie uczyło geografii, ale użyteczność pocztowa była stosunkowo mała, gdyż większość tych walorów była inspirowana filatelistycznie, robiona na zamówienie firm lub księży. Miałem piękny zbiór, ale – podobnie jak kolekcje z M. Kopernikiem – sezonowy. Moda na ten temat skończyła się. Widząc to wcześniej zlikwidowałem zbiór i zacząłem inwestować w polską historię poczty. Filatelistą określiłbym siebie od tego momentu. Filatelista przechodzi w życiu różne okresy: jedni zatrzymują się w swoim hobby, inni pogłębiają swoją pasję. Ja zacząłem dalsze poszukiwania i znalazłem je w latach 1918–1924, kiedy kształtowała się polska państwowość, a wraz z nią Poczta. To wymagało wiedzy o obiegu nie inspirowanym filatelistycznie, a mającym charakter użytkowy, wynikającym z rzeczywistych potrzeb nadawców przesyłek. Co ciekawe, ten kierunek myślenia rozwinął się w Niemczech i moi koledzy stamtąd inspirowali mnie do takich poszukiwań. Wcześniej, siedząc na stypendium w RFN w 1988 r. podziwiałem ich, gdy nie interesowali się w ogóle znaczkami, lecz listami i kartkami pocztowymi z danego okresu, zbieranymi wg taryf pocztowych, cenzur, znaków polecenia, miejsca nadania itp.
Julian Auleytner w towarzystwie prof. Jerzego Kupiec-Węglińskiego (z lewej) i J. Mazepy (w środku)
Od wielu lat jest Pan wystawcą. Pańskie eksponaty zdobywały najwyższe wyróżnienie na krajowych i światowych wystawach. Jak ocenia Pan poziom polskich eksponatów?
Najwyższe – nie! Na to trzeba jeszcze poczekać.
Poziom polskich eksponatów oceniam – niestety – nisko. Na wystawach światowych mamy brak sukcesów w najbardziej prestiżowych klasach tj. historii poczty i klasie tradycyjnej, w przeciwieństwie do Rosjan czy Niemców. Wynika to z kilku ważnych powodów.
Po pierwsze, nasi wystawcy nie znają kryteriów FIP – Międzynarodowej Federacji Filatelistycznej, której PZF jest członkiem. Sam miałem okazję poznać te procedury dopiero w Seulu w 2014 r., gdzie niespodziewanie dla mnie obniżono mi ocenę za zbiór z 92 pkt do 88. Okazało się, że dotyczyło to również kilkunastu innych eksponatów w klasie historii poczty i tradycyjnej. Nasi wystawcy, podobnie jak ja, budowali swoje eksponaty metodą intuicyjną. Tymczasem od kilku lat obowiązują nowe, międzynarodowe standardy budowy eksponatów. Na wystawie tej wielkim zainteresowaniem cieszył się wykład jednego z członków FIP o sposobie przygotowywania eksponatu do złotego medalu. Mówiłem o tym późną jesienią na seminarium w Biedrusku.
Po drugie, trzeba umieć klarownie zdefiniować tytuł własnego eksponatu, by był atrakcyjny, a jednocześnie ważny w ocenie sędziowskiej. Z tym nasi wystawcy mają problemy.
Po trzecie, mamy bardzo słabo umiędzynarodowioną wiedzę o naszej filatelistyce. Dużo zrobili nasi przodkowie w zakresie „Polska 1”, ale temat ten jest już bez większej przyszłości. Walorów z „Polska 1” znanych jest kilka tysięcy, a np. z okresu 1918–1919 walorów użytkowych ze znaczkami PP/GGW tylko kilkaset. Jeszcze rzadsze, a nawet unikalne, są listy z terenów wschodnich, czasowo administrowanych przez polską pocztę. Również okresy późniejsze, tzn. naszej niepodległości po I i II wojnie światowej są znacznie ciekawsze. Także nasi nieliczni sędziowie (słownie trzech) znają angielski, który pośrednio wyznacza miejsce naszej filatelistyce na wystawach. Sędzia musi w zespole argumentować, przekonywać, a nie tylko wykonywać zadania techniczne.
Po czwarte, poczta polska nie dba o swoją ponad 450 letnią historię! Kiedy pokazywałem pocztowcom moją książkę o klejnotach filatelistycznych okresu 1918–1920, wzruszali ramionami; dotychczas mam jej zapas przy nakładzie 500 sztuk. Więcej tej książki poszło zagranicę.
Jest Pan autorem licznych opracowań filatelistycznych. Liczba sprzedawanych egzemplarzy prasy filatelistycznej zdaje się świadczyć o tym, że polscy filateliści nie lubią czytać, nie lubią kształcić się. Dlaczego zatem publikuje Pan?
Publikuję, ponieważ istnieją wciąż obszary niewiedzy, które mnie inspirują do studiów i popularyzacji tej wiedzy. Wiedza jest jednym z bardzo ważnych składników ceny waloru filatelistycznego. Na cenę składa się wiedza, szczęście i pieniądze. Wielokrotnie dzięki wiedzy kupowałem walor (a raz nawet cały zbiór), którego cena była nieadekwatnie niska do rzeczywistej wartości historycznej. Przykład to poczta polowa Armii Hallera, do tej pory nie katalogowana. Zbiór T.Gobby, Amerykanina i członka Polonusa, po ponad 20 latach od jego śmierci znalazł się na jednej z mało widocznych aukcji w Niemczech. Zbiór ten w katalogu nie miał żadnych skanów, ale dzięki rozpoznaniu trafił do mnie za stosunkowo niską cenę. Oceniam, że kupiłem go dzięki wiedzy 4-5 razy taniej, niż gdyby wystawiono go ze szczegółowym opisem.
Julian Auleytner z Peterem McCann – V-ce Prezesem FIP w trakcie odbierania nagrody w Sarasocie
Pozostańmy przy Pańskich publikacji filatelistycznych. Wcześniej, w czasie naszej rozmowy wspomniał Pan „Klejnoty…” To bardzo ciekawa publikacja, bardzo starannie wydana, jak przystało na rangę zagadnienia, który przedstawia. Ale to nie jedyna Pańska publikacja książkowa. Czy mogę zapytać, którą ceni Pan najbardziej i dlaczego? Czy może Pan powiedzieć nad czy obecnie Pan pracuje?
Każda z publikacji ma swój podtekst, powód, dlaczego warta była pracy. Każdą sobie cenię, choć z różnych powodów, pewno mało interesujących dla Czytelnika.
Obecnie pracuję nad Pocztą Wielkopolski 1919-1920. Temat ten jest częściowo powiązany z Powstaniem Wielkopolskim. Dotyczy on także filatelistyki pogranicza, która stanowi temat sam w sobie dla filatelistów wielu krajów. Pierwsze zbiory z tego okresu i terenu powstały w Niemczech, bo tam docierała korespondencja (ocenzurowana). Temat ten stanowi zamknięcie okresu Powstania i Traktatu Wersalskiego po dwujęzycznej pracy o Poczcie Polskiej na Pomorzu. Do tej pory zresztą brak jest zainteresowania samej poczty tą pracą, a jej większy nakład poszedł do Niemiec na zamówienia tamtejszych filatelistów. To pokazuje jak inni traktują kolekcjonerstwo.
Od szeregu lat jest Pan członkiem rzeczywistym PAF, ostatnio został Pan wybrany wiceprezesem Akademii. Jak Pan widzi rolę PAF w rozwoju filatelistyki polskiej? Czy w ogóle Akademia jest potrzebna?
Żywot Akademii zależy od pasji jej członków. Akademia – co pokazuje dorobek HBBF – dostarczyła bardzo ciekawych materiałów, które również historykom dają detale prostujące uproszczone opinie. Filatelistyka dla mnie to studia nad historią, ale mój pogląd jest jednostronny. Istnieją współczesne obszary badawcze, które pasjonaci filatelistyki tematycznej powinni prezentować. Akademia jest miejscem dla prezentacji i popularyzacji. To jest miejsce, gdzie ujawnia się wartość dodana w postaci wiedzy prezentowanej publicznie.
Czy jednak fakt, że obecnie ukazuje się jeden zeszyt rocznie HBBF-u nie świadczy o zapaści Akademii?
Tylko po części zgadzam się z tezą o zapaści. Jednak jednocześnie powstało kilka prac członków Akademii, np. J. Adamczyka o poczcie legionowej, czy J. Manterysa o poczcie polowej I wojny światowej w wojsku austriackim, które zapełniłyby kilka numerów HBBF. Sympozjum w Biedrusku też dostarczyło kilku opracowań członków Akademii, które uzupełniają deficyty HBBF. Generalnie jednak dziś żyjemy w czasach, gdy więcej ludzi pisze niż czyta. Trzeba także pamiętać o publikacjach internetowych.
Jest Pan nauczycielem akademickim, badaczem. Czy filatelistyka może być tematem wykładu akademickiego lub pracy naukowej?
Z całą pewnością. Robi to prof. Sitarz w Katowicach w zakresie kolejnictwa. Atlas polskich kolei jest przykładem planowania infrastruktury komunikacyjnej, dla której znaczki oraz stemple ambulansów pocztowych stanowią świetną ilustrację. Większość referatów prezentowanych w Ciechocinku ma charakter pracy naukowej, choć nasze archiwa i biblioteki nadal czekają na filatelistów!
Jaki jest Pana zdaniem społeczny wymiar filatelistyki? Dlaczego warto się nią zajmować?
Filatelistyka to hobby, które zapełnia czas wolny podobnie jak wędkowanie.
Filatelistyka pokazuje nam ważność komunikacji społecznej, bo znaczek pocztowy zbliża, znak cenzury wojskowej lub cywilnej świadczy, że ktoś chciał poznać nasze myśli, stempel pocztowy informuje jak długo szła przesyłka. Datownik ambulansu pocztowego pokazuje, że ktoś wykorzystał szybszą możliwość ekspedycji poczty. Przekaz pocztowy, na np. 1000 marek, wskazuje dawne sposoby rozwiązywania spraw finansowych. Przekaz paczkowy z dawnych lat informuje nas o poratowaniu kogoś żywnością lub innymi ważnymi produktami. Bardzo ciekawe są kwestie przerwania komunikacji pocztowej, np. między Polakami w Rosji i w Polsce w 1918 i 1919 r. lub pomiędzy Wielkopolską a Niemcami w czasie Powstania Wielkopolskiego.
Powstają pytania: jak rozwiązywano dawniej problemy życiowe ze wsparciem poczty, a jak wygląda ta sprawa dziś w porównaniu z przeszłością. Okazuje się często, że dawniej list ekspresowy szedł szybciej niż dziś!
Co sądzi Pan o roli Internetu i zaawansowanych technologiach informatycznych w filatelistyce?
Dzięki tym technologiom ujawniły się nieznane nowe walory. Dzięki technologiom więcej wiemy, więcej widzimy i mamy większy wybór.
Nie znamy nowych filatelistów, którzy zaczęli zbierać dzięki internetowi. Ci nowi nie potrzebują PZF, ale mogą być organizowani przez fora na stronie PZF!!! I nie tylko.
Czy widzi Pan perspektywy rozwoju filatelistyki w Polsce? Czy nie uważa Pan, że PZF słabo sobie radzi w przeciwdziałaniu zapaści, jaka występuje w zakresie zainteresowania filatelistyką w Polsce? A może ma Pan odmienne zdanie, jeśli tak to, jakie?
Rozwój filatelistyki widzę bez większych perspektyw umasowienia. To jest zadanie poczty, która jednak nie ma koncepcji dla filatelistów. Filatelistyka współczesna to kluby różnych zainteresowań, które PZF może integrować.
Dla mojego hobby PZF jest mi potrzebny w pewnym sensie marginalnie, dla kontaktów zagranicznych, dla organizacji wystaw i publikacji.
Czy słysząc informacje, że w niektórych krajach zaczyna odchodzić się od stosowania znaczków pocztowych nie ma Pan obaw, że coś nieuchronnie odchodzi w przeszłość?
Oczywiście, że poczta ma za sobą usługi, które dziś przejął internet. Będą jednak zawsze kolekcjonerzy, którzy wybiorą sobie temat zainteresowań związany ze starą i nową pocztą.
Istnieje szereg nierozpoznanych tematów filatelistycznych, obszarów niewiedzy, które warte są zaangażowania. Np. poczty polowe okresu 1919–1921 czekają na swojego badacza. Z pocztami polowymi wiążą się przesyłki (nieopracowane) opieki sanitarnej, szpitale dla koni, pociągi pancerne. Tylko siadać, szukać, czytać i zbierać!
Dziękuję za rozmowę.
1 RPSL – The Royal Philatelic Society London – najstarsza organizacja filatelistyczna na świecie; z Polski ma dwóch członków.
2 EAP – European Academy of Philately - z Polski należą niektórzy członkowie naszej Akademii – około 10 osób.