Filatelistyka to pasja, która ukazuje swoje piękno wraz ze wzrostem zaangażowania filatelisty. W rozpoczętym przed kilkoma miesiącami cyklu "Rozmowy o Filatelistyce" prezentujemy wywiady z osobami, reprezentującymi różne środowiska, powiązane z szeroko pojętą filatelistyką.
Kolejnym rozmówcą w cyklu „Rozmowy o filatelistyce” jest Pan Ryszard Prange, znany filatelista, wystawca, sędzia, autor licznych publikacji, członek Klubu Tematica.
Czy może Pan powiedzieć nam czym dla Pana jest filatelistyka, kiedy i jak został Pan filatelistą?
Filatelistyka jest dla mnie odskocznią od codzienności, jednym z bardzo wielu zajęć, które wcześniej wypełniały mi życie pozaszkolne, później pozazawodowe, a niedługo, za parę miesięcy, gdy będę na emeryturze wypełnią mi cały wolny czas.
W porównaniu z osobami, z którymi wcześniej prowadzono wywiady w cyklu "Rozmowy o filatelistyce" jestem przykładem nietypowym. Kandydatem na filatelistę (bo filatelistą, a zwłaszcza Filatelistą przez duże „F”, nie zostaje się tak łatwo) stałem się zaledwie przed czternastu laty. Gdzie mi do tych poprzedników o kilkudziesięcioletnich stażach. Jeżeli wcześniej zbierałem znaczki, to nie dla tych znaków opłaty, a dla umieszczonej na nich koszykówki, która jest moją pasją życia. Skoro jednak postanowiłem zostać owym filatelistą, to zabrałem się do tego bardzo poważnie i szybko zrobiłem eksponat o koszykówce (jakże by inaczej), który trochę zamieszał w światku tematyków. To jedna wersja, skrócona. Druga poszerzona mówi, że niejako uzupełnieniem mojej sportowej pasji stało się zainteresowanie koszykówką na znaczku. Amatorsko kolekcjonowałem („chowając do szuflady”) znaczki, potem i inne walory filatelistyczne, tematycznie związane z basketballem. Z czasem nawiązałem międzynarodowe kontakty i przystąpiłem do dość sformalizowanego stowarzyszenia, grupującego pół setki kolekcjonerów filatelistycznej koszykówki z całego świata. Dzięki temu zdobyłem więcej wiedzy na temat wielu emisji (regularne biuletyny stowarzyszenia), miałem możliwość wymiany i nabywania kolejnych walorów. Naturalna skłonnością kolekcjonera jest chęć pochwalenia się swoimi zbiorami. I tu zaczyna się to co nazywam filatelistyką. Po dwuletniej nauce u poznańskich filatelistów zadebiutowałem z eksponatem wystawowym o koszykówce. Przez dwanaście lat wystawiałem go na trzech kontynentach i myślę, że osiągnąłem maksimum tego, co można zrobić z tak młodym, współczesnym materiałem. Mistrzostwo Europy (ze złotym medalem) w zupełności mnie satysfakcjonuje.
Zajmując się przez lata filatelistyką zapewne przeszedł Pan drogę, w której wykrystalizowały się Pańskie zainteresowania. Czy może powiedzieć nam Pan jak to wyglądało w Pańskim przypadku?
Moje zainteresowania filatelistyczne nie musiały się krystalizować – zawsze zajmowała mnie tylko filatelistyka tematyczna, którą uważam za najciekawszą i wbrew opinii wielu za najtrudniejszą. Poważnie się nią zajmując, trzeba łączyć znajomość wszystkich działów filatelistyki z głęboką wiedzą tematyczną.
Pierwszy sukces
Czego trzeba aby zostać mistrzem Europy w filatelistyce tematycznej?
Odpowiem na przykładzie drugiego mojego eksponatu o winorośli i winie, powstałego sześć lat po koszykarskim, zupełnie w inny sposób – w ciągu zaledwie dwóch lat od zakupu pierwszego waloru.
To bardzo proste. Trzeba tylko: być pasjonatem określonego tematu, wiedzieć o nim niemalże wszystko, przez kilka lat bardzo intensywnie zbierać materiał filatelistyczny (w moim przypadku było to po kilka godzin dziennie obecności na stronach aukcyjnych w internecie), mieć pomysł, na kartach wystawowych umieścić zdobyte walory w zgodzie z opisaną obok historią i wysyłać eksponat na kolejne wystawy.
W rzeczywistości do tego dochodzi stałe dokształcanie się poprzez lekturę literatury tematycznej (przede wszystkim w internecie), obecność na wystawach za granicą dla poznania zasad i panujących na świecie trendów wystawienniczych, wyjazdy na targi filatelistyczne, uczestnictwo w sympozjach dla sędziów tematycznych itp.
Musiałem na to wszystko znaleźć środki i czas, ale opłaciło się: złote medale na wystawach światowych, dwa tytuły Wicemistrza Europy i dwukrotnie mistrza Europy, po drodze w Polsce najwyższe laury, czyli dwa Prymusy (sukcesy podwójne, bo dotyczą obydwu eksponatów).
Co Pańskim zdaniem może przyciągnąć dzisiaj ludzi do filatelistyki?
Ludzi starszych czy młodych nic już nie jest w stanie przyciągnąć masowo do filatelistyki. Pomimo tego uważam, że praca Związku z młodzieżą ma sens. Nie dla pozyskania filatelistów w przyszłości, bo takich (poza nielicznymi wyjątkami) nie udało się wychować w ostatnich latach, ale dla spełnienia roli społecznej, wychowawczej. Każdy zajmujący się znaczkami młodzian to kilka mniej wybitych szyb. Danie zajęcia dzieciakom, czy młodzieży to dla nich mniej pokus, mniejsza możliwość wpadnięcia w złe towarzystwo. Najważniejszą rolą jaką moglibyśmy spełniać, to próbować, na przykładzie filatelistyki, zaszczepić wirusa pasji. Potem dziecko (lub jeszcze później dorosły) mogłoby się zająć jakąkolwiek działalnością, byle z pasją.
Jest Pan autorem szeregu publikacji poświęconych filatelistyce. Jak z tej perspektywy ocenia Pan czytelnictwo filatelistyczne w Polsce? Dość powszechna jest opinia, że spada liczba czytelników periodyków filatelistycznych. Czy podziela Pan pogląd, że obecna sytuacja w zakresie czytelnictwa jest zła, a może uważa Pan odwrotnie, bo przecież mimo, że spadają nakłady periodyków ukazuje się szereg bardzo specjalizowanych monografii istotnie wzbogacających specjalistyczną wiedzę?
Nie mieszałbym edycji znaczących specjalistycznych opracowań z masowym czytelnictwem. Monografie, o których Pan wspomina, są ważne dla wąskiego kręgu zainteresowanych. A co z normalnym szarym członkiem PZF, z których wielu nie czyta podstawowego wydawnictwa filatelistycznego w Polsce, organu Związku, miesięcznika Filatelista. Nigdy nie zrozumiem oporu członków Związku i działaczy przed zwiększeniem składki członkowskiej i dostarczaniem Filatelisty każdemu zrzeszonemu filateliście do domu.
Pańskie osiągnięcia wystawiennicze są znaczne. Czy pracuje Pan nad rozwojem któregoś ze swoich „medalowych” eksponatów, a może nad czymś zupełnie nowym? Jeśli tak to nad czym?
Znana jest prawda, że kto nie czyni postępów, ten w rzeczywistości się cofa. Nad eksponatami trzeba stale pracować, ich doskonalenie się nigdy nie kończy. Zawsze stawiałem sobie trudne cele. Szczytem marzeń byłby duży złoty medal na wystawie światowej. Trzeba marzyć. Paulo Coelho w „Alchemiku” pisał, że „to możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące”.
Żeby „życie było tak fascynujące” w dalszym ciągu śledzę aukcje internetowe w nadziei znalezienia jeszcze lepszego materiału filatelistycznego. Ostatnio przerobiłem kilka kart w eksponacie o winie, mam nadzieję że na lepsze.
Jako sędzia filatelistyczny ma Pan rozległą wiedzę o poziomie eksponatów filatelistycznych. Jak na tym tle ocenia Pan polskie eksponaty i co Pan może powiedzieć patrząc na tą kwestię retrospektywnie?
Nigdy w przeszłości polska filatelistyka tematyczna (a tylko o niej z racji zainteresowań śmiem się wypowiadać) nie miała się tak dobrze. W Europie już nas znają i cenią. Trzy tytuły Mistrzów Europy i także trzy tytuły wicemistrzowskie w ostatnich kilku latach świadczą o tym najlepiej. Mekką europejskiej tematyki jest Essen. Od dziewięciu lat jesteśmy zawsze obecni tam, na najważniejszej w Europie wystawie i na targach filatelistycznych. Od powstania klubu zainteresowań filatelistów tematyków TEMATICA organizujemy wspólne wyjazdy. Po gospodarzach jesteśmy w Essen najliczniejszą grupą narodową – na ostatnich dwóch wyjazdach było nas 22 i 19 osób.
Będąc sędzią na wystawach krajowych muszę powiedzieć, że średni poziom eksponatów tematycznych podniósł się. Już nie jesteśmy Kopciuszkiem, a przez lata w takiej roli tematycy występowali. Widzę tu decydującą rolę tzw. szkoły poznańskiej. To w Poznaniu jest pięć z sześciu najlepszych w Polsce eksponatów tematycznych, to tutaj narodził się klub TEMATICA, stąd płyną w kraj wytyczne, formułowane są zasady budowy eksponatów. Sam w ciągu ostatnich ośmiu lat napisałem ponad 140 artykułów dotyczących filatelistyki tematycznej.
Co sądzi Pan o roli Internetu i zaawansowanych technologii informatycznych w filatelistyce?
Jak można było wcześniej zauważyć internet odgrywa w mojej filatelistyce nieoceniona rolę. Wobec upadku większości tzw. spotkań wymiennych, likwidacji sklepów internetowych, praktycznej likwidacji wymiany korespondencyjnej, jest to w tej chwili jedyna możliwość nabycia walorów. Szybka informacja mailowa, dostęp do stron internetowych organizacji filatelistycznych – bez tego nie ma już współczesnej filatelistyki. Brak dostępu do nich to praktycznie droga w filatelistyczny niebyt.
Czy widzi Pan perspektywy rozwoju filatelistyki w Polsce?
Co sądzi Pan na temat dyskutowanej propozycji głębokiej zmiany struktury organizacyjnej PZF?
Związek w obecnej swojej strukturze nie ma żadnych szans. Zbyt duże rozdrobnienie organizacyjne (za dużo Okręgów), nie odpowiadające obecnej, stale malejącej liczbie członków. Niektóre Okręgi nie prowadzą żadnej działalności, po prostu są, istnieją w ewidencji Związku. Nie wchodząc w szczegóły, widzę Zarząd Związku na czele kilku silnych Okręgów, a pewna ilość kół i kluby zainteresowań powinny być podporządkowane bezpośrednio Zarządowi Związku. Przyszłość i jedyną możliwość utrzymania pozycji Związku (bo nie rozwoju) widzę w zintensyfikowaniu działalności klubów zainteresowań, które powinny mieć status i prawa kół. Większość dotychczasowych kół ogranicza swoją działalność do zbierania składek. Tylko dobrze działające kluby zainteresowań mogą spowodować zatrzymanie części członków i zachęcić ich do robienia czegokolwiek, poza wkładaniem w klasery abonamentu.
Czy słysząc informacje, że w niektórych krajach zaczyna odchodzić się od stosowania znaczków pocztowych nie ma Pan obaw, że coś nieuchronnie odchodzi w przeszłość?
W przeszłość odchodzi na pewno masowa filatelistyka w Polsce, a myślę że także, w Europie. Warto żeby wszyscy to sobie w pełni uświadomili i nie usiłowali na siłę trzymać się starych przyzwyczajeń, dotychczasowych struktur, a mówiąc brutalnie, także prezesowskich stołków. W przyszłości pozostanie niszowa filatelistyka fanatyków (w dobrym tego słowa znaczeniu), może lepiej ich będzie nazwać pasjonatami, dla których nawet nieuchronne odejście od stosowania znaczków pocztowych nie będzie oznaczać końca filatelistyki. Skończy się tylko zbieranie aktualnego abonamentu.
Dziękuję za rozmowę.